Było już późno, ale Izabela leżąc w łóżku spokojnie przerzucała kartki najnowszej, piątej już, powieści Katarzyny Michalak. Od kiedy awansowała z sekretarki na asystentkę detektywa lubiła wieczorami odprężyć się przy „babskiej” lekturze - a nie jak dawniej - przy mrożących krew w żyłach dziełach Kinga czy Mastertona. Teraz chciała relaksu - a dać jej to mogły sceny romantyczne i spokojnie życiowe na przykład: picia kawy przy wschodzie słońca czy spacery z psem po parku. Zero morderstw i zero zjawisk paranormalnych. Od trzech dni prowadzili z Tomaszem śledztwo w sprawie tajemniczych prezentów jakie otrzymywał ich klient – Robert Klimaj – dyrektor znanego banku.
Kiedy w maju Robert otrzymał paczkę z figurką buddy nawet przez myśl mu nie przeszło, że to początek jego kłopotów. Serdeczna przyjaciółka jego żony podróżowała wtedy po Japonii, więc oboje byli przekonani że to prezent od niej. Trzy tygodnie później do ich apartamentu kurier dostarczył klaser ze znaczkami pocztowymi znacznej wartości. Kiedy tym razem Robert próbował znaleźć logiczne wytłumaczenie doszedł do wniosku, że to pewnie sąsiad-pasjonat z drugiego piętra podał ich adres, gdyż sam pracuje od świtu do nocy i nie miałby jak paczki odebrać. Już nieraz tak bywało, że kurier czy listonosz wjeżdżali od razu na dziewiąte piętro i u nich zostawiali przesyłki.
Następnym „podarunkiem” okazała się być walizka, zawierająca komplet pozłacanych noży, wysadzanych kamieniami szlachetnymi. Dyrektor przestał szukać wyjaśnień, kiedy pomiędzy tasakiem a nożem do ryb znalazł karteczkę następującej treści: „Otrzymałeś już ode mnie zaproszenia – nie skorzystałeś. Jeśli i tym razem się nie zjawisz – zginiesz.” Niewiele z tego rozumiał, nie wiedział co dalej zrobić z dziwnymi prezentami, ale nie chciał też ryzykować życia swojej żony ani córeczki. Dlatego pojawił się w biurze „Szukamy i już” i zlecił odnalezienie nadawcy-szantażysty. To pierwsza sprawa, w którą Izabela mogła się zaangażować bardziej, niż tylko siedzieć przy biurku i wykonywać mnóstwo telefonów i pisać miliony maili.
Wczesnym rankiem Izę obudził dźwięk uporczywie dzwoniącego telefonu. Spojrzała szybko na stojący na nocnym stoliku budzik, była dopiero 5:17. Któż to mógł być o tak wczesnej porze? Gdyby to było dziewięć miesięcy temu to bez wahania odebrałaby telefon słowami: „Cześć mamo, co tym razem zrobiłaś?” Matka Izy miała bowiem szczególne szczęście do wpadania w tarapaty, jednak zginęła w wyniku nieszczęśliwego wypadku a dziewczyna w pracy detektywistycznej starała się znaleźć zapomnienie - pomagając innym, zanim stanie się coś nieodwracalnego. Kiedy podniosła słuchawkę okazało się, że to Aldona, nowa sekretarka z biura, z wiadomością że o 7:08 odjeżdża pociąg do Katowic i oboje z Tomaszem mają się znaleźć w środku. Zaspana Izabela nawet nie zapytała po co jadą na Śląsk, co i komu udało się ustalić. Szybko wyskoczyła z łóżka, pobiegła pod prysznic, wrzuciła kilka niezbędnych rzeczy do torby a ubierając się już dzwoniła po taksówkę. W sklepie na rogu kupiła kanapkę i sok jabłkowy i wskoczyła na tylne siedzenie czerwonego Forda. Kiedy dotarła na peron Tomasz już czekał z biletami w ręku. Pociąg podjechał za pięć minut, poczekali aż wsiądzie wycieczka przedszkolaków i zajęli swoje miejsca w przedziale. Gdy ruszyli, jej partner zaczął opowiadać co nowego wydarzyło się w sprawie Roberta od ich rozstania wczorajszego popołudnia.
Dzięki informatorowi udało się ustalić, że wszystkie przedmioty, które otrzymał dyrektor zostały zakupione w „Orientalist”. Był to sklep z wyszukanymi, orientalnymi pamiątkami oraz luksusowymi przedmiotami, mogącymi uchodzić za „światowe”. Jednak nikt nie wiedział o fakcie, iż sklep na każdym oferowanym u siebie przedmiocie umieszczał znak widoczny w świetle UV. Teraz zadaniem detektywów było dotarcie do osoby, która zakupiła te przedmioty.
Podróż trwała 121 minut, więc pół godziny po dziewiątej detektywi otworzyli drzwi „Orientalistu”. Od progu uderzyły ich ostre zapachy kadzideł rozstawionych w różnych częściach sklepu. Za ladą stały elegancko ubrane kobiety: brunetka i rudowłosa, gotowe by udzielić kupującym cennych rad i wskazówek w wyborze przedmiotów z oferty sklepu. Iza z Tomkiem po krótkim przywitaniu pokazali ekspedientkom zdjęcia buddy, klaseru i walizki z nożami i zapytali o człowieka, który je zakupił. Nastąpiła chwila ciszy, po której kobiety spojrzały na siebie znacząco i odpowiedziały wymijająco, że nie pamiętają wszystkich klientów. Tomasz był jednak nieugięty, pokazał legitymację detektywa i wyjaśnił, że albo będą rozmawiać z nim albo z policją, gdyż człowiek który zakupił te przedmioty grozi teraz komuś śmiercią. Jeśli nie uda się zapobiec tej tragedii, będą one świadkami w sprawie zabójstwa. Zadziałało. Brunetka wyszła na zaplecze i wróciła po chwili z wielką księgą w rękach. Odszukała w wykazie opisywane przez przybyłych przedmioty i odpisała na samoprzylepną karteczkę nazwisko widniejące przy nich wszystkich – Arkadiusz Niemczyk. Iza grzecznie podziękowała za pomoc i już biegnąc za Tomaszem w stronę drzwi rzuciła jeszcze „Do widzenia”. Jej partner w tym czasie już dzwonił do Aldony, by ustaliła adres zamieszkania owego Arkadiusza. By nie marnować czasu udali się do czytelni, by skorzystać z książki telefonicznej, panoramy firm i innych potencjalnych źródeł informacji, bo może w taki sposób uda się odnaleźć szantażystę. Po drodze zakupili kilka pączków i po butelce wody mineralnej. Tak zaopatrzeni wertowali strony w poszukiwaniu podejrzanego. Po dziewięciu minutach zadzwoniła Aldona, że tak prostego zadania to ona już dawno nie miała. Rzeczony Niemczyk mieszka w Chorzowie, przy ulicy Krakowskiej, pod numerem jedenastym.
Detektywi udali się na miejsce a drzwi otworzył zaskoczony mężczyzna we frottowym szlafroku i z filiżanką kawy w ręku. Tak, to jest Arkadiusz Niemczyk. Tak, zna Roberta Klimaja, studiowali razem. Przesyłki? Nie miałem kontaktu z Robertem od wielu lat, nic mu nie wysyłałem. Niemczyk nie zaprosił ich do środka, wymawiając się obecnością pięknych kobiet w środku a pod nieobecność żony nie chciał by ktokolwiek był tego świadkiem. Nie mając dowodów, Iza i Tomasz pożegnali się i wyszli na ulicę. Udali się w kierunku pobliskiego parku, gdzie usiedli na ławce i obserwując dom podejrzanego próbowali przeanalizować sytuację. Raptem na Krakowską wjechała zielona taksówka i z piskiem opon zatrzymała się pod domem Arkadiusza... Mężczyzna w tym czasie już zamykał drzwi, z pośpiechu pęk kluczy wypadł mu na schody. Rzucił więc trzymaną w ręku walizkę i schylił się po klucze. Widząc to Iza szybko zamówiła taksówkę, nie mógł im przecież uciec. W chwili gdy zielony Opel z Niemczykiem znikał za zakrętem, po detektywów przyjechała ich taksówka. Szybko do niej wskoczyli i ruszyli w pościg za Oplem, równocześnie dzwonili do Aldony, by skontaktowała się z Robertem oraz na policję. Po chwili do Tomka zadzwonił Robert z zapytaniem co udało się ustalić, zaś do Izy Aldona z informacją, że żona Niemczyka nie żyje, zginęła w wypadku samochodowym kilka lat temu a sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia.
Arkadiusz Niemczyk został zatrzymany przez patrol policji na dworcu PKP podczas zakupu biletu do Warszawy. Okazało się, że śmierć jego żony nastąpiła w wyniku zderzenia z samochodem Roberta, który był wtedy na Śląsku na szkoleniu. Kiedy Arek się o tym dowiedział, w wyniku śledztwa przeprowadzonego na własną rękę, postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość – stąd przesyłki do Roberta. A dlaczego budda, znaczki i noże? Miały podobno szczególne znaczenie podczas ich wspólnej wyprawy do krajów azjatyckich zaraz po ukończeniu studiów. Robert – po ich otrzymaniu – powinien był się domyślić kto próbuje się z nim skontaktować. Śledztwo trwa.
Proszę zabrać coś do pisania !!!!